Michał Szołkowski Pseudonim "BROLIS (17.10.1847 — 18.05.1897).
Zmarł i pochowany został na Rzymsko Katolickim Cmentarzu Wyborskim w Petersburgu .Po roku 1887 - był nauczycielem Męskiego Gimnazjum, przy Kościele św. Katarzyny w Petersburgu. W latach 1886 do 1894 r. był korespondentem petersburskim „Prawdy” (w korespondencjach donosił o polityce, sprawach społecznych i wydarzeniach artystycznych, przybliżał czytelnikom warszawskim między innymi Lwa Tołstoja. Zapamiętany jako dobrze zapowiadający się młody poeta. Głębokie zainteresowanie wzbudził publikacjami: ... Zemsta. (Legenda). 1890 „..Opowieść wiejska” Jurgis Durnialis, wyd. w 1890 roku, .„Szkice” Marzenia z 1892 oraz ... Młode siły. 1892 ...Prostofi lia, przekład na rosyjski z 1894, wydany w Petersburgu pisał bowiem po polsku. Na łamy litewsko języcznego czasopisma trafił dzięki przekładom Vincasa Kudirki |
* * *
Głos Tygodnik Literacko Społeczno Polityczny w 1897 r we wspomnieniu pośmiertnym napisał: "Z prawdziwym żalem odebraliśmy wiadomość o śmierci człowieka mało znanego w naszej literaturze współczesnej, jednego z tych jednak, którzy najbardziej godni są stać w jej przednich szeregach. Pisarzem tym jest M. Szołkowski, znany bardziej czytającemu ogółowi pod pseudonimem Brolisa. Zmarły nie dbał o rozgłos tani, nie przeciskał się wśród ciżby z lada towarem, nie dawał byle partactwa na rynek literacki i dla tego zostawił po sobie niewiele, chociaż talent miał znaczny. Utwory swoje drukował głównie w Prawdzie ( Z dziennika pesymisty," Złoczyńca," Ibrahim," Sen filozofa" itd.). Ostatnim utworem Brolisa, jaki się w druku ukazał, był Lewonas Jodas," drukowany w roku zeszłym w Głosie. Rodzajem talentu różnił się Brolis także od dzisiejszego rojowiska zniecierpliwionych, histerycznych niemal obrazkopisarzy, tworzących ręką tylko, a nie sercem i głową". |
|
Michał Szołkowski * B R O L I S * Marzenia BAŚŃ MITOLOGICZNA |
Działo się to wtenczas, gdy nie było ani klepsydry do przesypywania piasku, ani wiewiórki w kole dla oznaczenia postępu.
Stary król Chaos, otoczony mglistymi cieniami duchów Bezkształtu, siedział na przedwiecznym tronie Bezmiaru. Zgrzybiałe jego siostry - Ciemnia i Bierność, pomagały w rządach, jako ministrowie, a były tak baczne, że żaden atom nie uszedł ich pieczy. Prastara matka bogów - Przeznaczenie, drzemała nad księgą praw, w której dużemi [1] literami nakreślone było jedyne słowo: Nic!... Dobrze się tedy działo. O zatargach lub rokoszach pojęcia nie miano: Cisza i Sen, jako strażnicy pokoju, dzielnie się sprawowali. Jeżeli dotychczas nie cieszymy się owym błogim stanem, filozofia temu winna: ona to wstrząsnęła tronem Chaosu i wyparła dzielnych ministrów z posad. 1 [1] Kursywą wyróżniono zapis oryginału |
Istniał natenczas wielce uczony starzec - Fatalizm; bano się go, albowiem nie bacząc na szanowne lata, zdolnym był do wszelkich wybryków.
Pewnego razu, gwoli swej niespokojnej naturze, jął filozofować, że atomy mają prawo do życia i światła. Państwowy augur - Mrok, skarcił go surowo, gdy zaś starzec zamiast uledz[1], wszczął spory, uwiadomił o tym błędnym kierunku Ciemnię i Bierność. Czcigodne boginie rozporządziły się nader mądrze, albowiem za zgodą Chaosu odebrały staruszkowi mowę, przez co wszelkie rozprawy raz na zawsze stłumiły. Fatalizm obrażony, że mu nie dano nagadać się do woli, postanowił myśl o życiu atomów zamienić w prawo. Pewnego razu, gdy Przeznaczenie w roskosznej[1] drzemce słuchało piosnek Ciszy i Snu, zakradł się do jej przybytku i w księdze wyroków zapisał swój pomysł. Z pośpiechu atoli, nie określił należycie, na czem[1] się ten ma zasadzać i ku jakiemu celowi podążać... Zdrada na nic by się zdała, zwłaszcza, że nie było istoty zdolnej wykonać dziwaczne i niewyraźne prawo; starzec poradził sobie. Król Chaos miał liczne potomstwo, zacięty filozof zwrócił oczy na owo pokolenie. Badając, odkrył, że najstarsze dziecię królewskiego łona, młodzieniec Ruch, przy pewnem [1]wykształceniu, podoła zadaniu. Zbliżył się tedy ku niemu. Jakich użył sposobów, by go nakłonić do działania, nie wiemy, bowiem w księdze dziejów braknie tu karty, lecz oto co się stało: 2 |
Książę Ruch w wnętrzu świątyni Mroku zaczął zgromadzać swe młodociane siostry i uczyć je rozmaitych zawodów.
A przekonywał, że bierny żywot jest nicością, że każde istnienie powinno mieć cel i zasady. Na jego działalność nie zwrócono należytej uwagi, niebaczny Mrok patrzył na to jak na dziecinną rozrywkę. W tern... gruchnęła straszna wieść: młodzieniec Ruch podburzył czynniki wszechświata i nuż wyprawiać z niemi [1] harce! W laboratoryum[1] Myśli wytworzył jakoweś złowieszcze światła i rozrzucił je po przestworzu. W warsztatach Pracy utkał dla swych zwolenników tęczowe suknie, a stare szaty Mroku rzucił pod stopy Zagłady. Tak jawna poniewierka wszystkich wiekowych praw, wielce strwożyła starych urzędników dworu. Ciemnia i Bierność zwróciły się do króla, prosząc by skarcił syna, lecz Chaos, nie rozumiejąc znaczenia jego czynów, dobrodusznie się uśmiechał. Zagniewane tedy udały się do prastarej matki, Przeznaczenia, a stanąwszy przed jej obliczem, zawołały: - Okropne dzieją się bezprawia! Odwieczny Spokój zdeptany, skromna Bezczynność zhańbiona, błoga Cisza wyparta z ojców siedziby. Ratuj nas, matko, od niesfornej hałastry zwyrodnionych pierwiastków, ustrzeż przed sromotą nasze siwe głowy. Staruszka rozejrzała się po wszechświecie, odkryła księgę praw i rzekła: Z zapisanych wyroków nic się nie wykreśla, aż się wypełnią. 3 |
Natenczas u jej podwoi ukazał się szanowny Mrok i drżący; zrozpaczony, rozdarł na sobie szaty i zawołał:
- Azali nieprawość i fałsz znalazły wstęp do twego łona, skoro, nie pomnąc na zasługi, wydajesz nas na łaskę swawolnej zgrai?... Widząc głęboką boleść córek i kapłana, Przeznaczenie zawezwało przed siebie króla i gdy nie zdołał usprawiedliwić się, na otwartej karcie zapisało następujący wyrok: „Chaos za pobłażliwość traci prawo do panowania, Ruch za rokosze wyklucza się z pocztu bogów, Fatalizm za fałszerstwo staje się postrachem światów". Poczem[1] kazała zgromadzić niebian wszech pokoleń, ażeby temu, kto przy nowych warunkach bytu okaże się najzdolniejszym do panowania, wręczyć berło. Spełniając wolę Przeznaczenia, zebrały się w jej przybytku poczty bogów. Stały tedy po prawej stronie w tęczowych sukniach siostry Ruchu: wspaniała Mądrość, czuła Miłość, surowa Prawda, badawcza Wiedza, bezwzględna Sprawiedliwość i ciche Miłosierdzie. Szeregi nadobnych służebnych panien, pod kierownictwem Skromności, Czystości, Nadziei i innych, znanych z swych godności niebianek, otaczały owo grono. Po lewej stronie w szerokich mglistych szatach stało butne pokolenie Ciemni i Bierności; a więc zacięty Gniew, wyniosła Pycha, zręczne Pochlebstwo, zwinna Chytrość, skromna Obłuda, bezmierna Chciwość i inne podlotki o cechach mniej lub więcej wyraźnych. 4 |
Na zaszczytnych zaś stopniach tronu usiedli starsi: tedy po jednej stronie Chaos z ministrami i augurem, a po drugiej nielubiony Świt z siostrą Naturą, oraz zdradziecki Fatalizm.
Gdy wszyscy zajęli miejsca, a straż pod wodzą Ciszy uczyniła wzorowy porządek, prastara monarchini rzekła: - Zgromadziłaś się, dziatwo, ażeby z swego grona wybrać istotę, której mogłabym powierzyć rządy. Kto ufa swym siłom, niech się ubiega, słuchamy! Niebianie spojrzeli po sobie. W tern, roztrącając wszystkich łokciami, Pycha wysunęła się naprzód i zawołała: - Któż jest godniejszym ode mnie! Oddaj mi, królowo, berło. Odgadłam nowe prawa. Polegają one na pląsach atomów, więc w taki wir je wprawię, że będą wrzały bez wytchnienia. Staruszka zwróciła się do zgromadzenia, zapytując czy się zgadzają, by Pycha rządziła. A gdy jedni byli w niepewności, a innych powstrzymywały rodzinne względy, Prawda po krótkiej naradzie z Wiedzą, rzekła: - Zaiste, mamy przed sobą boginię, co nie pojmuje idei Ruchu i widzi w niej jedynie gmatwaninę. Czegóż się po takich rządach spodziewać możemy?... Pycha spojrzała z góry na bezczelną boginię, lecz gdy i inne jęły szemrać, usunęła się. Poczem[1] Chciwość, wyciągając ogromne ręce, zawołała: - Patrz, babciu! kto ma taką dłoń jak moja? kto ma tak wielkie oczy? Przed tym wzrokiem nic się nie ukryje, 5 |
W tej dłoni cały wszechświat się zmieści; obdarzając takimi członkami, sama stworzyłaś mię[1] do panowania.
Dowodzenia, acz słuszne, nikogo nie przekonały, albowiem nie lubiono Chciwości za jej przesadne pojęcie o władzy. Zauważywszy, jak niekorzystne siostra sprawiła wrażenie, Chytrość rzekła poważnie: - Zapewne bogowie się zgodzą, że dla rządów nie duże ręce potrzebne, lecz spryt nie lada. - Bezwątpienia! - potwierdziła Prawda - rozum jest ważną rzeczą; najodpowiedniej tedy zdać rządy Mądrości. Te słowa sprawiły w obozie przeciwników niezmierny rozruch; rozległy się szmery oburzenia. Najbardziej gardłował Gniew, a dowodził, że Mądrość, przyjmując czynny udział w rokoszu[1] brata, straciła prawo do panowania. Siostry i zwolenniczki Mądrości broniły jej z zapałem, to też gwar coraz się wzmagał. Fatalizm słysząc sprzeczki, a nie mogąc, jako pozbawiony mowy, przyjąć udziału w sporach, znudzony bezczynnością posunął niby wypadkiem, siedzącą obok niego Naturę. Szanowna jejmość, nie spodziewając się ze strony poważnego sąsiada tak niewłaściwego postępku, zachwiała się i zsunęła ze stopni tronu. Zarumieniona zerwała się i nie wiedząc, co z sobą począć, skromnie zakryła rękami oblicze. Przeznaczenie, widząc przed sobą ową boginię, mniemało, że i ona ubiega się o władzę, a chcąc ją wywieść z zakłopotania, wyrzekło: 6 |
- Patrzcie! Oto Natura, pomimo swych szanownych latek, także staje w szranki, proszę głosować!
Ta odezwa ostudziła najzapaleńsze[1] głowy. "Wszyscy się zdumieli! Natura. Skromna cioteczka, co mieszkała u Bierności na dożywociu, miałaby zasiąść na tronie Chaosu?!... Ona, nie posiadająca ani pewności siebie, ani tej siły, co u maluczkich, zowie się uporem i srogo się karci, . zatoż[1] u dużych, nosząc miano charakteru, wielce się poczytuje ! A jednak; po pewnem[1] zdumieniu, wszyscy się zawahali: kto jest lepszym, czy nie mająca żadnych przekonań Natura, czy rządca z przeciwnego obozu? Na słabą cioteczkę przynajmniej można będzie wpływ wywierać. Jeżeli zaś przeciwnicy staną u steru, wszelki objaw niezgodny z ich zasadami sponiewierają do ostatka. W skutek owych dumań nikt się nie mógł zdecydować na wyraźne odrzucenie kandydatki, wszyscy milczeli. Przeznaczenie nie słysząc zaprzeczeń, przypomniało stary jak świat sofizmat, że kto milczy, ten twierdzi i przytuliło do swego łona zakłopotaną Naturę. Nie pozostawało wątpliwości, ku czemu wszystko zmierza; Chytrość tedy szepnęła parę słów Obłudzie, natenczas owa bogini, zabierając głos, rzekła: - Dbając jedynie o dobro świata, doszliśmy do przekonania, że Natura jest najzdolniejszą do wykonania Twych wyroków. - Jeno, biorąc miarę z swego niedoświadczenia, obawiamy się, czy przy najlepszych chęciach podoła zadaniu: świat tak obszerny, czynniki tak wzburzone! 7 |
- Gdyby na mnie włożono ten wielki obowiązek, prosiłabym uczynić mię[1] na próbę rządczynią jakiegoś małego kącika.
-- Skromność nie jest wadą! Lepiej jest wypróbować swe siły i wówczas przyjąć cały ogrom władzy, niż rzucić się na oślep i świat zgmatwać. Te słowa wszystkim się podobały; rozległ się szmer pochwał. Samo Przeznaczenie znalazło, że myśl jest wielce rozumna. I oto, dzięki Obłudzie, wskazano Naturze mały wirek, zwany systematem słońca; na nim miała wykazać swe uzdolnienie. Gdy postanowienie zapisano do księgi, pozostawało nader ważne pytanie, z jakiego obozu mają być naznaczeni ministrowie ?... "W czasie narad Mądrość rzekła: - Nim królowa nie posiędzie w swe władanie całego obszaru wszechświata, możnaby ministrów wcale nie mianować. — Dla mnie i mych sióstr nie ważnem jest pytanie, która z nas ma otrzymać urząd, lecz nader ważne: czy my, czy nasi przeciwnicy staną u steru?... - Owóż, dla próby, która strona jest zdolniejszą, prosilibyśmy jedną część planet oddać pod nasz dozór, drugą zaś pod ich wyłączny kierunek. A gdy Przeznaczenie znalazło, że to jest najstosowniejszem[1], dziatwa Ciemni wielce się zaniepokoiła; lękano się, by Mądrość, przy swych wielkich zdolnościach nie zyskała przewagi, to też Chytrość zawołała: — I nasze i szanownych siostrzyczek zasady są wiadome ! my, jeżeli się uda, zniweczymy nasze planety, one zaś podażą w kierunku Ruchu: działania wręcz przeciwne nie wykażą uzdolnień, tylko przekonania. 8 |
- O woź[1] mniemałabym, że lepiej się stanie, jeżeli będziemy wspólnie działali na wszystkich planetach; współubieganie się dowiedzie, która strona jest silniejsza.
Gdy Chytrość zamilkła, Mrok bacząc, że skoro wszędzie rozpoczną się zatargi, jego wierni wyznawcy, Cisza i Spokój, nie będą mieli pola dla działania, rzekł: - Królowa nigdy się nie zgodzi, byście z całego jej królestwa uczynili arenę dla swych utarczek... - Być może, pozwoli wam zwiedzać jakaś jedną planetkę, a i na tej, bez wyraźnej jej woli nie powinniście nic zmieniać. Natura z zadowoleniem skinęła głową, a gdy Przeznaczenie, zgodnie z chęcią królowej, rozglądało się, którą planetę ma wskazać, Fatalizm, zniecierpliwiony naradami, zerknął ku ziemi, staruszka rzekła: - Zgadzam się i na tę kulkę... W przestworzu niech tymczasem Ruch pląsa; gdy mu odjęta moc tworzenia, wybryki jego są niczem.[1] Poczem [1]zarzuciła na ramiona Natury mglistą szatę władzy i wręczyła jej berło, z zaleceniem, by sprawowała się energicznie. * * * Stary augur z wyniku obioru był wielce niezadowolony. Jużci[1] Natura była znośniejszą od sióstr rokoszanina, lecz to nie wiele pocieszało... 9 |
Niespokojny Świt od dawna starał się go wyrugować z posady, teraz, jako braciszek królowej, bezwątpienia[1] znajdzie poparcie u tronu.
A wówczas!... Mrok zadrżał: dzierżyć w swem[1] ręku władzę i stać się niczem[1], to okropnie! Otóż pewnego razu w przysionku swej świątyni zebrał dziatwę Ciemni i Bierności na naradę. Namaszczonym głosem dziękował Obłudzie za jej dyplomatyczną działalność, w skutek której Natura stała się rządczynią zaledwie małego kąta. Poczem[1], zwracając się do zgromadzonych, upominał, by zapomnieli osobistych uraz, zrzekli się niesnasek i działali w jednym kierunku. - Zaprawdę powiadam wam - rzekł na zakończenie - "jeżeli zniszczycie zabiegi sióstr Ruchu, nie tylko staniecie się ministrami, lecz Przeznaczenie odejmie od słabej Natury władzę i wy ją posiądziecie.” - "Uczynimy wszystko, co nam sumienie, obowiązek i podania nakazują” - odezwano się chórem, a Obłuda dodała: - Wszystkie moje starania będą skierowane w jedną stronę, by wrócić dobre, stare czasy, gdy panowali nasi czcigodni ojcowie i o zawieruchach nie słyszano wcale. Mrok rozrzewniony uścisnął ją czule, inni zaś na znak współczucia głęboko westchnęli. Naostatek[1] zaprzysięgli sobie wzajemną pomoc i zgodę. 10 |
Zadanie Natury było nie lada! Krewniacy odwiedzali ją co chwila i podług osobistych poglądów, to radzili cofnąć się wstecz do praw Chaosu, to dążyć naprzód podług zasad Ruchu.
Ziemia, jako punkt gdzie skupiona była uwaga, wielce niepokoiła niebian: jedno stronnictwo chciało stłumić wybryki wrzących atomów, drugie - czynnikom nadać zasady. Dola, jakiej doznał Ruch, wstrzymywała zapędy, lecz tuszono, że z czasem uda się wpłynąć na królowę[1] i uzyskać pozwolenie na działalność. Najwięcej niesnasek czynili przedstawiciele duchowych dążeń: każdy z nich natarczywie błagał o wyłączne pierwszeństwo dla swych przekonań. Nie łatwa też z nimi była sprawa. Obaj: Świt i Mrok, należeli do starszego pokolenia i posiadali znaczne wpływy w radzie bogów. Zmuszona uwzględnić ich roszczenia, Natura postąpiła nader dowcipnie, albowiem opiekę nad ziemią zleciła im w równej mierze, a stało się dobrze: pierwszy był zadowolony że coś zyskał, drugi, że nie wszystko stracił. Po za tern postanowiła nic nie działać; w owych okolicznościach było to nader mądrze, albowiem osobiste przekonania stawały się zbytecznemi[1]. Pochlebstwo i Obłuda pierwsze odgadły nastrój rządczyni i chcąc uzyskać jej względy, przyozdobiły się w bezbarwne suknie. A gdy ujrzały, że ich postępek sprawił dobre wrażenie, ułożyły na cześć królowej hymn pochwalny, gdzie bezczynność wychwalano jako doniosłą ideę. 11 |
Natura, słuchając genialnego utworu, przeświadczyła się, że dotąd miała o sobie za skromne pojęcie; posiadając tak wielkie zalety, ma wyłączne prawo do panowania.
W skutek tak trafnej myśli wszelkich proźb [1] stronnictw słuchała z pobłażliwym uśmiechem, a mawiała, że co się dzieje, dzieje się dobrze. Pewnego razu, gdy po raz tysiączny lubowała się stylem znakomitego hymnu, podwoje się rozwarły i wpadło grono niebian w tęczowych sukniach. Mądrość poprzedzała swe siostry, niosąc w ręku spory mieszek... na zapytanie królowej co ich przywiodło, bogini rzekła: - Gdym się kształciła pod okiem brata, przygotowałam w laboratoryum [1]zasób atomów, mających osobistą energię… - Oto w tym mieszku - rzekła - tli życie! Są tu maluczkie i znikome pyłki... lecz rzucone w ziemię zaczną barwić się, wzbijać w górę, pić słoneczne promienie. Mrok, który był również w tronowej sali, słysząc o życiu i wzbijaniu się w górę, rzekł niechętnie: - Wiadomo, że wszystko, co ma jakąś styczność z Ruchem, jest niedorzeczne; chciałbym wiedzieć, co za korzyść mogą przynieść dla ziemi owe zbyteczne ruchadła?... Wiedza, lubiąca przekomarzać się ze staruszkiem, podchodząc ku niemu, rzekła: - Chciałyśmy, czcigodny panie, uczynić na ziemi przybytek dla królowej, lecz w pośród miotających się pyłków i palących promieni, trudno to wykonać... Owóż jedne z tych atomów, czyli nasion, mają tę własność, że pod niemi [1]pyłki zmuszone będą zachowywać się biernie; inne zaś stworzą olbrzymów, okrywających ziemię cieniem i dających przyjemny chłód. 12 |
- Bierność... cienie... chłód... - szeptał augur - ha! może to coś i dobrego! możeby[1] królowa pozwoliła w jakimś zakątku ziemi spróbować tego żywiołu?...
Natura niechętnie słuchała objaśnień, niechętnem [1] też okiem spojrzała i na augura, lecz gdy za kapłanem powtórzyli prośbę jego zwolennicy, zdecydowała się na szalony krok. Pozwoliła posiać trochę tego dziwnego pyłku, z przestrogą, by jak najmniej użyto na ten cel obszaru; a zastrzegła, że jeśli się jej widowisko nie spodoba, ogniem i wodą zniszczy je. Boginie odeszły. Mądrość z pękatym workiem sunęła naprzód, siostry śpieszyły za nią, bowiem zaciekawiły się, co też z owego prochu wyniknie. Gdy były już w sferze powietrza otulającego ziemię, spotkały starego filozofa, używającego samotnej przechadzki. Widząc jakiś mieszek, a nie mogąc zapytać, co w nim jest, zaciekawiony staruszek porwał za kraj i wytrącił go z rąk bogini. Atomy chętne życia rozsypały się w przestrzeni i na skrzydłach wiatru pomknęły ku ziemi. Boginie zbladły z trwogi. Starzec spojrzał na nie, szyderczo wykrzywił oblicze i podążył dalej. *** Po pewnym czasie Chytrość, unosząc się po nad ziemią, zauważyła, że się na niej coś stało: kurzawa znikła, natomiast cała ziemia pokryła się jaskrawym kobiercem. 13 |
Na tle owej barwy stały większe lub mniejsze tłumy jakichś wyniosłych istot poruszających głowami i szepczących coś do siebie.
Zadziwiła się, pomknęła na ziemię, a zdumienie jej dosięgło szczytu, gdy dojrzała, że ów kobierzec żyje, rusza się; że małe istoty różnią się od dużych tylko rozmiarami ... - Oho! - pomyślała. - Ciocia Natura niby sobie drzemie, a tymczasem dąży w kierunku ruchów i życia. Wtem, widzi, rubaszna Wiedza i wiotka Miłość zwijają się po nad ziemią, poją owe istotki rosą, nasycają promykami, a zamiast schorzałych i więdnących, krzewią inne rzeź kie[1] i zdrowe. Zatrwożona wpadła do przybytku duchów Ciemni i opowiedziała, co się dzieje na ziemi; stał się tedy popłoch nie mały, odgadły, że popierając zamiar Mądrości dały się wywieść w pole. Tłumnie udały się do augura, a prosiły o radę, jak mają postąpić, by zniweczyć działanie przeciwników. Starzec zmarszczył brew i zatopiony w ciężkich myślach ruszył do przybytku Natury - Zwolennicy podążyli za nim. Królowa, wysłuchawszy słusznych utyskiwań, wielce się zaniepokoiła, a nie zbyt pochopna do roztrząsania winy, naprędce wydała wyrok: Mądrość, za nadużycie zaufania, winna trzymać się po za sferą wpływu na ziemię. 14 |
Poczem[1], zawezwała Zniszczenie i poleciła wszystkie szepty i ruchy wykorzeniać z kretesem, aż doprowadzi powierzchnię ziemi do pierwotnego stanu.
Zaledwo boginie w tęczowych sukniach dowiedziały się, jak sroga kara spotkała ich siostrę, zasmucone stanęły przed obliczem Natury. Surowa Prawda zapominając o tytułach i nakazanych dworskimi przepisami ukłonach, wystąpiła naprzód. Gorzkiemi [1]słowy wyrzucała królowej niedbałość przy badaniu win bogini i zbytnią pochopność sądu. Natura dopiero się dowiedziała, że Fatalizm gra w tej sprawie nie poślednią rolę; namyślała się tedy, jak wybrnąć z kłopotliwego położenia... Natenczas z zagięć mglistych jej szat wysunęło się Pochlebstwo, a kornie zgiąwszy kolana, zawołało: - Bezczelność Prawdy znana jest wszystkim niebianom, nie przypuszczaliśmy jednak, ażeby śmiała osądzać Twą dostojną działalność i dawać wskazówki. - Jeżeli nie skarcisz rokoszu w słowach, przeistoczą się w czyny i zamiast jednej Pani będziemy mieli setki, natenczas będzie porządek! Gdy zręczna bogini dawała tak światłe przestrogi, Gniew w kształcie nietoperza wzbił się w powietrze i zawisł nad czołem królowej; zasępiona zwracając się do Prawdy, rzekła: - Dotąd nosisz barwę rokoszanina, a twa duma przekonywa mię, że się z niej chełpisz, zasługujesz więc na karę. 15 |
- Daję ci atoli możność nawrócenia się: zrzuć tęczową suknię, a przywdziej bezbarwny strój mego dworu.
Na nieszczęście w owe czasy nie istniało jeszcze zbawiennej zasady, zapewniającej, że pokora niebo przebija, to też Prawda wygłosiła, że gotowa raczej doznać losu brata, niż przedzierzgnąć się. Tego było za nadto! Skinąwszy berłem, Natura rzekła: „Nie chcesz korzystać z mych łask, zrzuć tedy twą suknię a bądź nagą". Był to wyrok wielce srogi, albowiem Prawda nie śmiała odtąd stawać przed tronem w poczcie innych bogów. Zatrwożone boginie siostry smutnie opuściły główki i usunęły się; jeno Sprawiedliwość, nie mogąc znieść niezasłużonej poniewierki, ozwała się z wyrzutem: - Gniew i Pochlebstwo uwiodły cię, królowo! zaczynasz twe rządy uciskiem! Gdybyś przed wydaniem wyroku spojrzała w me oczy, wyczytałabyś inną radę. Słysząc te słowa, Pochlebstwo strwożyło się i skinęło na siostrę Obłudę. Skromna bogini, odziawszy swe oblicze w maskę zdziwienia, zawołała: - Aniśmy[1] przypuszczali, królowo, że twe prawa czerpiesz z jej wzroku! mniemaliśmy, że bez jej pomocy umiesz rządzić!... Gniew, unoszący się nad czołem Natury, szerzej rozwarł skrzydła i okrył cieniem całe jej oblicze... Posępnie spojrzała na Sprawiedliwość i rzekła: - Nie dawałam ci prawa do współuczestnictwa w mych rządach... Twe oczy od dawna niepokoją bogów, a skoro się niemi[1] przechwalasz, zakryj je przepaską a bądź odtąd ślepą. 16 |
Po owym wyroku nikt się już nie ozwał. Natura surowem[1] okiem powiodła po zgromadzeniu i skinęła ręką - niebiańskie duchy odeszły.
*** W najciemniejszej jaskini ziemi Mrok zbudował swój ołtarz, a czekał niecierpliwie na sprzymierzeńców. Skoro się zgromadzili i zdali sprawę z swych czynności, czcigodny augur zawołał: - Zaiste! należy się wam dziękczynienie: Mądrość na wygnaniu, Prawda - naga, Sprawiedliwość - ślepa!... Najpotężniejsze oręże przeciwników złamane, dopiero poradzimy. Radość tedy była niezmierna. Nie pozostawało wątpliwości, że zwalczą wrogów do ostatka, a natenczas Ruch skażą na wygnanie do siedziby duchów Bezwiednych i wrócą dawne czasy!... Wtem... wśród najszczytniejszych marzeń Pychy i Chytrości, wsunęło się Zniszczenie spracowane, zmęczone... załamując ręce rzekło: — Nie mogę zwalczyć tych przeklętych kobierców! Zgniotłam wszystko co żyło, lecz miryady[1] pyłków niosły się śladem za mną w powietrzu i na mogiłach braci zakwitały znowu... Zresztą, widziałam własnemi [1]oczyma, jak Wiedza wskazuje im drogę, Miłość krzewi, Miłosierdzie chroni przed mem tchnieniem i ogrzewa. - Ha! - rzekł augur - mało im klęsk! wciąż trwają w uporze; ruszajmy do królowej, a radźmy, co czynić, by zniweczyć owe przeklęte ruchy i szepty. 17 |
Stanąwszy przed tronem Natury, ciemne duchy wyłuszczyły cała rzecz, a błagały, by przywołała boginie w tęczowych sukniach i wzbroniła im wszelkich działań.
Natura niechętnie wstrząsnęła głową i rzekła: „Azali nie wiecie, że każdy wyrok, każde prawo utrwala się w księgach Przeznaczenia?" Idąc za waszą niebaczną radą, pozwoliłam posiać owe pyłki... Mądrość wykroczyła przesadą, ukarałam ją: inne czynią to, co im zalecono... - Gdybyście mogły skusić do rokoszu!... inaczej nie mogę odwoływać ich z ziemi... Zauważyłam, że Przeznaczenie chmurzy się za mą surowość względem Prawdy i Sprawiedliwości ... Idźcie i walczcie!... a skoro uda się wam zniweczyć przeklęte pyłki, wasze zasługi będą policzone: uszczknę dla was z firmamentu tyle gwiazd, ile będziecie żądali. Tuszę, że zwinna Chytrość i mężny Gniew wynajdą jakiś środek dla dopięcia celu. Idźcie, rozporządzajcie podług chęci Zniszczeniem, a nie wracajcie, aż cel osiągniecie. - "Wątpię! — zawołał augur, otrząsnąwszy się z zadumy - ażeby nam udało się zgnębić ziemskie życie.., Czyby[1] nie zwrócić się do Zagłady?... ona w jednej chwili to uskuteczni. Rada była tak niedorzeczną, że nie tylko Natura, lecz i wszystkie ciemne duchy ze zgrozą ją odrzuciły... Nieustraszona Zagłada, siostra Fatalizmu, należała do starszego pokolenia, a była tak dumna, że krom Przeznaczenia i swego braciszka, nikogo znać nie chciała. 18 |
Iść do niej z prośbą, znaczyło narażać się! Kiedyś w chwili rozdrażnienia kilku wybitnych bogów rzuciła w ręce Nieświadomości i dotąd nikt nie wie, co się z nimi stało...
Przeznaczenie w słusznym gniewie skazało ją na wieczną samotność, a od tej chwili nikt, krom Fatalizmu nie ważył się jej zaczepiać... Tylko nierozważna Rozpacz mogła podszepnąć poważnemu staruszkowi tak niebezpieczną radę. Na pochwałę augura musimy wyznać, że gdy się opamiętał - przed odejściem - sfukał zapędliwą [1] doradczynię. O zniweczeniu życia na całej kuli niepodobna było i myśleć; Gniew postanowił uczynić choć w niektórych jej cząstkach pustki. Zakreślił kilka obszarów i w parze ze Zniszczeniem pracowali wytrwale, aż zatruli wszelkie rośliny. W owych pustyniach Cisza i Spokój przechadzały się odtąd bez trwogi. W tymże czasie Chytrość błądziła zamyślona, szukając sposobu ogólnego zniweczenia roślin; to też pewnego razu sprytna myśl przyszła jej do głowy. Mądrość - jako twórca owych pyłków - bezwątpienia[1] ma jakiś sposób zaguby.[1] Zwróci się do niej, zręcznie wybada i wszystko stanie się jak najlepiej. Ruszyła tedy na krańce powietrznej sfery, a skoro ujrzała boginię, zbliżyła się ku niej z wielkim pośpiechem i rzekła: 19 |
- Królowa mię[1] przysłała... Chce dać ci możność zagładzenia winy. Daj jakiś sposób dla zniszczenia barwnego kobierca, a tobie i twym siostrom wszystko się przebaczy.
Mądrość, po chwilowej zadumie, rzekła: - Mogę ci dać inne zarodki, takie, co się rzucą na tamte i będą je niszczyły bez litości. Gdy zaś wszystko zniszczą, same będą musiały zginąć... Otrzymawszy worek nowego żywiołu, zadowolona Chytrość pośpieszyła na ziemię; by zaś mieć wyłączną chwałę, rozsiała go sama - nikogo o tem [1]nie uprzedzając. Spojrzała na działalność nowych tworów i jęła klaskać w dłonie: ogrom rozmaitych bestyj rzucił się na trawę, gryzł ją zębami i połykał. Nie mogła dłużej taić tryumfu, popędziła co tchu do współwyznawców i chełpiła się swem[1] uzdolnieniem. Zebrali się wszyscy i z zachwytem patrzyli: cała ziemia roiła się tępicielami, zacząwszy od maluczkich ślimaków ssących liście, do ogromnych hipopotamów i mamutów. Stada ptaków, przelatując z miejsca na miejsce, rzucały się na nasiona i chciwie je połykały. Tłumy małp skakały po drzewach i niszczyły owoce i ziarna. Na próżno rośliny kryły się wśród niedostępnych skał, na próżno pełzły na moczary, a nawet w głąb topieli — zbójecka gardziel wszędzie je ścigała. Jedna tylko okoliczność zatruwała radość — tępiciele zanadto ruszali się i za głośne wydawali dźwięki. A że w swej wędrówce nieraz wpadali i na pustynie, więc Cisza i Spokój musiały zupełnie porzucić ziemię i tylko niekiedy wśród ofiarnictwa [1] Mroku zaglądały na nią. 20 |
Przykrą to było rzeczą! na szczęście taki stan miał trwać krótko; za toż[1] potem ani jednego ruchu, ani jednej barwy!
...Niedługo trwała radość! Zauważono straszną rzecz! Po zgrasowaniu [1]roślin żarłoczne paszcze mknęły dalej; źdźbła, korzystając z tych chwil, podnosiły głowy, krzewiły się i znów rosły. Napróżno bestye [1] zwijały się: nie wytworzyły ani jednej pustyni, nie zmniejszyły szmeru, nie zmąciły barw... Smutek zasępił oblicza ciemnych duchów. Żarłoki na nic się zdały! Kazano tedy Zniszczeniu wytępić je: Cisza już dawno o to błagała. Zniszczenie wściekle się rzuciło na stworzenia: zatapiało je wodą w dolinach, ścigało ogniem w stepach, biło piorunami w borach. Aż pewnego razu, gdy mniemano, że bestyj już nie ma na ziemi, przyszło ponure, zrozpaczone. — Nie mogę ich wyniszczyć — rzekło — naszym przeciwnikom owe twory podobały się, bronią je. Stał się tedy niezmierny zamęt. Na Chytrość zaczęto rzucać obelgi; nieszczęsna bogini musiała wyznać, że jest to dziełem nie jej, lecz Mądrości sprytu. Owóż postanowiono na ogólnym wiecu, otoczyć Mądrość całem[1] gronem i zmusić ją, by zniweczyła wrzeszczące bestye.[1] Na próżno osaczona bogini tłómaczyła[1] się, że charakteru tworów sama nie znała, prześladowano ją, a grożono zemstą Natury. 21 |
Podążyła tedy do starej pracowni swego brata i utworzyła ruchadła[1] na zgubę żarłocznych bestyj[1]; wypełniła niemi spory mieszek, a wręczyła sojusznikom Mroku...
Gdy powrócono na ziemię, Chytrość, nauczona doświadczeniem, nie otworzyła mieszka, jeno zrobiła maluczki otwór i wypuściła jedno stworzenie. Nowy mieszkaniec obejrzał się, miauknął przeraźliwie i rzucił się na stado polnych myszy - w jednej chwili leżała gromada trupów, pozostałe w popłochu pierzchnęły.[1] Gdy niestało [1]owych żyjątek, wdarł się na drzewo i mknąc z gałęzi na gałąź mordował ptaki. Tak energiczna działalność niszczyciela wprawiła w zachwyt duchów Ciemni. Zrobiono tedy większy otwór i wypuszczono tygrysa. Wspaniały był widok! Zwierzę z rykiem rzuciło się na stado sarn, wydusiło je i pomknęło niszczyć inne stworzenia. Na szczęście, Wiedza zauważyła, że się narusza porządek; szukając przyczyn zjawiska, spostrzegła kota i tygrysa. Wielce się jej podobały ich energia, zwinność, głos; lecz strwożyła się o inne twory — ruszyła tedy i nauczała słabszych, jak się mają chronić od zguby. W jednej chwili gryzące żyjątka wykopały nory, bydlęta podążyły w głębię puszcz, ptaki ukryły swe niemowlęta w misternych gniazdach i dziuplach drzew... Co widząc, duchowie[1] Ciemni wypuścili kilka setek niszczycieli ziemnych, powietrznych i wodnych. 22 |
Drapieżne stworzenia rozsypały się po ziemi i wyszukując schroniska starannie pełniły swe krwawe rzemiosło. Gniew zadowolony rzekł:
- Gdy się zwierzęta zmęczą, zalecimy Zniszczeniu zgładzić je i wypuścimy nowy zasób... Tak będziemy działali, aż oczyścimy ziemię do ostatka; jeżeli zaś wściekłych nie wystarczy, udamy się do Mądrości po nowy zasób. Dowcipna myśl wszystkim się podobała, albowiem dawała rękojmię, że nowe stworzenia nie rozwielmożnią się na ziemi. A ponieważ nadeszła chwila ofiarnictwa[1] Mroku, więc wyruszono do świątyni, a mieszek z tworami zasklepiono w rozpadlinie skały. W owym czasie stary filozof, Fatalizm, znudzony samotnością postanowił zajrzeć choć raz na ziemię - co się też tam dzieje?... Gdy dotarł kuli, stanął zdziwiony: szmery, ruchy, wyścigi, wrzaski, ryki... Co to znaczy? chyba Ruch został ułaskawiony i wyprawia harce? W temm[1] widzi w rozpadlinie skały jakiś pękaty mieszek. „Ha — pomyślał — zapewne owe źdźbła, com kiedyś rozsypał, pozbierano... Narobię im znowu kłopotu". Wyciągnął worek z ukrycia, rozwiązał, trzasnął nim z całej siły i aż sam się zatrwożył.., Niezmierna ilość tworów z mruczeniem, sykiem, rykiem ... rzuciła się w różne strony, napełniła pustynie, lasy, powietrze, morza i rzeki. Uśmiechnął się i pomyślał: „Otom[1] narobił wrzawy! Cisza i Spokój nie nazbyt się tu rozwielmożnią[1]". 23 |
Gdy nadeszła chwila ofiarnictwa[1] Świtu, Mrok wyszedł z swej świątyni, by podążyć na spoczynek w nieograniczone etery... w tem[1] ucho jego boleśnie zostało rażone...
- Co to znaczy? jakieś niezwykłe głosy, niezwykłe szelesty... Czyżby owe kilka setek ryczących tworów czyniło tak okropny zgiełk? Wezwał Zniszczenie i polecił, by czemprędzej [1]je zniweczyło; energiczna Bellona niebieskich sfer ujęła swą broń i wyruszyła. Po chwili mknęła na powrót. Tentent [1]jej niespokojnych kroków zgromadził wszystkie mroczne duchy. - Co się stało? - wołano w trwodze - azali znowu z twych ust usłyszymy wyrazy nieszczęścia?... mów w imię' Natury!... - Drapieżne twory — jękło[1] Zniszczenie — wymknęły się z mieszka i rozwielmożniły na ziemi... Wiedza, Miłość i Miłosierdzie już je wzięły pod swą opiekę. Słysząc te słowa Mrok gniewnie nastrzępił brwi, aż się cały firmament pokrył ciemną chmurą... Świt; dążący na ziemię, zatrzymał się w drodze i rzucał z za chmury na wpół ciekawe, na wpół gniewne, zygzakowate wejrzenia. - Nie ma rady! - zawołał augur - im dalej, tem [1] więcej niesnasek!... wyższe sfery mogą zwątpić o czystości naszych zamiarów. Upadnijmy do stóp królowej i wyznajmy wszystko. *** Natura, gdy się dowiedziała, co się dzieje na ziemi, wpadła w mroczną zadumę; wierne służki, Rozpacz i Zwątpienie, stanęły za jej tronem. 24 |
Gniewnym ruchem oddaliła je, koroną ozdobiła swe czoło, ujęła berło i kazała wezwać Mądrość. Gdy bogini przed nią stanęła, surowo rzekła:
- Bezwątpienia [1] wiesz, co się stało na ziemi? ponieważ we wszystkiem[1] widzę twą rękę, rozkazuję ci naprawić zło, któreś zdziałała. Czy masz na to sposób? - Mogę - odrzekła Mądrość po krótkim namyśle - stworzyć dla ziemi taką istotę, która wszystkie istniejące twory będzie zacięcie niszczyła. - Nie wiele masz pomysłów! - odparła Natura surowo - powinnaś utworzyć zwierzę mniej ruchliwe, mniej wrzeszczące, bardziej zacięte, a chętne do samoniszczenia [1]- by się nie rozwielmożniło na ziemi... Jeżeli mi utworzysz podobną istotę, przebaczę ci wszystkie winy, nadto podaruję ci ogon komety i sześć gwiazd zodyaku.[1] Mądrość wzięła się do pracy. Po krótkim czasie przyniosła z laboratoryum [1] kilka tworów. Królowa, spojrzawszy na nie, wielce się zdumiła [1]. Niedowierzająco skinęła głową i rzekła: - A toż co za nędzne; obnażone walce?... od pierwszej zawady zginą. Uzbrój je przynajmniej należycie: daj skrzydła, pazury, rogi... - Chcę dać im umysł—odparła Mądrość - więc mniemam, że wszelka inna broń stanie się zbyteczną; owszem, nagość i bezbronność uczynią je zaciętszymi: Będą niszczyły istniejące stworzenia nie tylko dla pożerania lub dla zrabowania wełny, ale też z obawy przed siłą i szponami... 25 |
Żądza do morderstw będzie je prześladowała na każdym kroku, więc im mniej pozostanie na ziemi innych stworzeń, tem[1] tłumniej zaczną siebie zabijać.
By zaś dla zatargów istniały bodźce, stworzyłam dla nich ogrom pojęć, przyczem [1]w każdym walcu będą różne ich stopnie. Długo jeszcze Mądrość objaśniała zasadę nowych tworów, aż Natura zrozumiała całą głębię sprytu bogini i rzekła: „co się stało, stało się dobrze". W tejże chwili Mądrość wionęła swym oddechem i twory powstały. Jedne z nich były światlejszej barwy, inne ciemniejszej, co zależało od rodzaju błota, z którego były ulepione. Potem nazwała twory ludźmi i rozrzuciła je po wszystkich zakątkach ziemi, ażeby jednocześnie zaczęły swą. pracę. Nowe istoty, zaledwie rozejrzały się po swem [1]'siedlisku, rzuciły się do niszczenia roślin, owoców, bydląt i zwierza. Dla okrycia zaś swej nagości jedni obdzierali rośliny z włókien i liści, drudzy odbierali zwierzętom ich skóry... W owej chwili Świt czynił ofiarnictwo [1], opiekuńcze boginie, ujrzawszy nowe twory, pośpieszyły ku nim. Ludzie powitali Miłość i Wiedzę z zachwytem: słuchając ich zasad cieszyli się, a wyrażali swą radość żywymi ruchami. Nauk Miłosierdzia słuchali uważnie, lecz nie mogli ich pojąć. Na ślepą Sprawiedliwość spojrzeli z zadziwieniem, gdy zaś dowiedzieli się, że ma wskazywać im drogę, parsknęli śmiechem — a był to pierwszy śmiech na ziemi. 26 |
Gdy z kolei ukazała się Prawda, strwożyli się jej nagością i umknęli do kryjówek pod osłoną Mroku. To też bogini nie chcąc przestraszać owych tworów obdarzonych umysłem, opuściła ziemię i nie zaglądała na nią długie chwile. *** Minęły wieki. Przeznaczenie zatopione myślą we Wszechświecie, używało błogich dum Wszechmocy. Przed nią leżała księga praw. Na jej kartach zamiast słowa Nic, wykreślonego przez Fatalizm, przy zapisywaniu swego pomysłu - było już wiele rzeczy. Owoż[1], krom Fatalistycznego prawa,—karne wyroki na Chaos, Ruch, Fatalizm, Mądrość, Prawdę i Sprawiedliwość. Dalej, potwierdzenie praw panowania Natury, a także istniejących na ziemi rodzajów: roślinnych, bydlęcych, zwierzęcych i ludzkich. Jak się Natura sprawowała, Staruszka nie myślała o tem,[1] albowiem zatopiona w nieskończoności, nie zaglądała na ziemię. W tem[1], podwoje się rozwarły i przed nią stanęła naga Prawda. Przeznaczenie zasromane[1] cofnęło się i zawołało pośpiesznie: - Ukryj się za zasłonę, a mów, co masz powiedzieć, ztamtąd.[1] Nie myślałam nigdy, że stracisz wszelki wstyd do ostatka... 27 |
Prawda wsunęła się do kąta, opowiedziała co się stało na ziemi, a prosiła spojrzeć na ten padół własnemi[1] oczyma.
Prastara babka skierowała wzrok ku ziemi, lecz nie mogła zrozumieć, co się tam dzieje: widziała jakieś kłęby kurzu, potworne ruchy, bezkształtne masy... - Co to znaczy? - pytała zaniepokojona - czy wszystko się przetwarza w dawne królestwo Chaosu, czy może Fatalizm przyłożył swej ręki?... A działy się w tej chwili na ziemi dziwne rzeczy: fale ludu nakształt[1] rozhukanego morza, pędząc na oślep, wszystko niszczyły... poczem[1] ścierały się wzajem i ginęły w kałużach błota z krwi, łez i żółci. Wśród owych tłumów Pycha wznosiła trony, Pochlebstwo otaczało je szatą Mroku, Gniew dowodził szeregami walczących, Obłuda stawiała ołtarze. Chytrość zaopiekowała się umysłem, a więc uczyła maluczkich moralności; zaś Chciwość gromadziła bezładnie trupy roślin zwierząt i cząstki kruszcu. A gdzie się owe zbiorowiska ukazywały, tam się zaczynał najzaciętszy spór, najwięcej złorzeczeń i przekleństw się rozlegało - straszny był widok. Na próżno Miłość wyciągała po nad tłumy rozpaczliwe dłonie; pierwotne twory jeszcze jej słuchały, ludzie zaś pijani szałem, na zgrozę bogini, czynili przed jej wzrokiem gwałty i Sodomę. Na próżno Wiedza szeptała o szlachetnych pobudkach: słuchano jej, gdy wskazywała jak się naciąga cięciwa łuku, po za tem [1]wszelkie rady uważano za zbyteczne. 28 |
Miłosierdzie, wdzierając się między tłumy, chciało je rozbrajać; lecz potrącane przez Gniew, wyszydzane przez Obłudę, deptane przez Pychę, stało się upiorem, przed którym cofano się...
Ślepa Sprawiedliwość nawoływała wielkim głosem do swych zasad, lecz Chytrość zręcznie ją kierowała na manowce i pustynie, gdzie tylko grzechotniki odpowiadały jej szmerem swych ogonów. Przeznaczenie oderwało wzrok od ziemi i zwracając się do Prawdy, rzekło: - Odejdź! chcę podumać, azali mogę prawa tej planety rozpostrzeć na cały wszechświat. Tejże nocy w świątyni Mroku ciemne duchy obchodziły święto Zniszczenia: Smoliste pochodnie, skryte we wnętrzu podziemi, napełniały jaskinię czarnym, tryumfalnym dymem. W otworze jaskini zasiadły mądre sowy i gruchały rzewne piosnki; przed ich oczyma szybowały lotne nietoperze, a zewnątrz na stepie piętrzyły się wyniosłe kurhany z czaszek ludzkich. Przyległe do jaskini parowy napełnione były fosforycznym blaskiem tlejących kości i gnijących drzew. Roskoszna[1] woń kadzideł, przylatywała na skrzydłach wiatru z nad fal Martwego Morza, gdzie zamiast grzbietów ryb, połyskiwały przy błędnem [1] świetle księżyca, mroczne bryły asfaltu. Dziki Samum, pląsając po stepach, oddychał trucizną i śmiercią; a gdzie się ukazał, przetwarzał stepy w pustynie. 29 |
Wulkan na przyległem[1] wzgórzu, sycząc parą i dymem, obrzucał ziemię skalistym, martwym pokładem...
Niebotyczne góry z głowami ubielonemi [1]siwizną parły ku swym stopom lodowe morza, niszcząc na swej drodze wszystko, co żyć chciało. I oto - przy śpiewie i burzy, świetle wulkanów, przy muzyce piętrzących się fal i odgłosie piorunów - Mrok pobłogosławił swych dzielnych sprzymierzeńców. Tak się odbyła uroczystość duchów potężnych, dzielnych, a w dążeniach do swych celów - wytrwałych. * * * Rozległ się głos trąby organów, aż ziemia drgnęła. Była to pobudka Przeznaczenia, wzywająca niebian przed jej oblicze. Pełne niepokoju i zdumienia duchy wszelkich odcieni, dążyły do przybytku prastarej Monarchini. Gdy się zebrały, Przeznaczenie zwracając się do Natury, surowo rzekło: - Oddając w twe ręce władzę mniemałam, że długo zażyję pokoju - niestety! omyliłam się. O ile szanowny Chaos był bezstronnym, o tyle "Waszmość" powodowałaś się namiętnością. Zamiast powstrzymać- zapędy młodzieży, większą niż swawolny Ruch uczyniłaś gmatwaninę, albowiem nie nadałaś żadnych zasad, oraz kierunku. Zestrofowawszy[1] Naturę, Staruszka kazała wezwać Zagładę. Było to rzeczą nadzwyczajną, więc wszyscy strwożyli się... 30 |
Gdy zacięta bogini ukazała się, Przeznaczenie skinieniem zatrzymało ja u progu i rzekło:
- Spójrz na ziemię!... Nim ten tłok będzie istniał, nie odgadnę o ile to, co z woli Natury stało się, jest dobrem ... Pójdź tedy wespół ze Zniszczeniem i oczyść ziemię, zostawiając z każdego rodzaju żyjątek maluczkie wzory. Byście się nie omyliły, Wiedza wespół z siostrami powinna oznaczyć, które z istniejących okazów mają pozostać. I oto wzburzyły się żywioły. Czterdzieści dni i nocy ziemia drżała jak w febrze: pioruny rozdzierały jej łono, wicher wyrywał drzewa, ocean zalewał całe krainy. Wszystkie żyjące twory zginęły, prócz schronionych przez Miłosierdzie i Wiedzę w obszernej, a szczelnej arce pływającej po grzbietach fal. ... Gdy dzieło Zagłady było dokonanem[1], Przeznaczenie zbadało pozostałe okazy; stopniowanie pojęć i energii podobały się jej, lecz zapęd dwunogich tworów do samoniszczenia[1] wielce ją oburzył. — We wszystkiem [1]widzę pewną logikę, w tem jednem [1]zupełną gmatwaninę. W ogóle zaś nie trudno odgadnąć, że przy tworzeniu ruchadeł [1] Prawda i Sprawiedliwość nie uczestniczyły. Jest to omyłka którą koniecznie musimy naprawić, szczególnie, co się tyczy tworów posiadających umysł. To rzekłszy, skierowała wzrok w stronę sióstr Ruchu, a niedostrzegłszy [1]wśród nich Prawdy i Sprawiedliwości, wnet je kazała wezwać. 31 |
Boginie ukazały się. Prawda wiodąc ślepą siostrę, otulała swą nagość jej szerokiemi[1] szaty... był to rozrzewniający widok! nawet Natura rozczuliła się. Stara Monarchini rzekła :
- Ze wszystkiego, co widzę na ziemi, najbardziej mi się podoba umysł ludzki; otóż chcę go oczyścić od zamiłowania do bratobójstwa...Najskuteczniej wy byście mogły wykonać mą wolę, lecz dzięki dworskim intrygom jesteście w opłakanym stanie. Chętnie przebaczam wasze winy; dla zniesienia zaś kar, zapisanych w księgach wyroków, naznaczę okres rozwoju, czyli uszlachetnienia umysłu dwunogich tworów, a będzie on zarazem okresem waszego odkupienia. Sprawiedliwość, jako ślepa, nie może działać wśród tłumu, więc niech na ustroniu oczekuje, aż ludzie sami ją odszukają, zdejmą z jej oczu przepaskę i wezmą na przewodnika. Zamyśliła się, gdzie ma jej dać mieszkanie? Mimo-woli skierowała wzrok na wzgórza — więc na Olimp, Golgotę, na pagórki Kapitolu, na Tabor... Fatalizm widząc, że się Monarchini nie decyduje, porwał pióro i na skrawku księgi napisał: „Możeby[1] umieścić ją na wyżynach ludzkich ideałów?..." Przeznaczenie surowo spojrzało na filozofa i zawołało: .„Nie brudź mi Waszmość książki!" a jednak podpisało pod jego bazgraniną: „Niech się i tak stanie" — poczem[1] zwróciło się ku Prawdzie. - Twojem [1]zadaniem będzie prowadzić ludzkość ku Sprawiedliwości... Tuszę, że siostry, każda podług swych uzdolnień, pomogą ci... 32 |
- Nie tajno[1] mi, że twej nagości słaby umysł ludzki będzie się trwożyć, więc w chwilach niesnasek pozwalam ci okrywać się pstrą szata błazna lub płaszczem ze szpitala obłąkanych.
Gdy zaś skończy się okres odkupienia, to jest gdy Sprawiedliwość obejmie kierownictwo; dostaniesz znowu twą barwną suknię, a nadomiar[1] wieniec chwały. Mądrość, jako twórczyni umysłu, mogłaby najskuteczniej działać w zakresie rozwoju, lecz wyrok wzbrania jej pobytu na ziemi. By zaś zupełnie nie pozbawić umysły ludzkie wpływu Mądrości, pozwalam jej zbliżyć się ku ziemi o tyle, by oko ostrowidza mogło ją dojrzeć. Samotna i bezczynna pozostanie na swoim stanowisku tak długo, aż się wszystko, com rzekła, wypełni... Zobaczymy - dokończyła staruszka - jak będzie wyglądał ziemski porządek; jeżeli ładnie, poruczymy Mądrości podług tego wzoru ukształtować i inne światy. Tuszę, że mając doświadczenie, nie powtórzycie omyłek, owszem, udoskonalicie wszelkie ruchy, a zwłaszcza umysły - tę własność, co mi się najbardziej podoba. Jeżeli zaś okres rozwoju nie dojrzeje, jeżeli ludzkość nie uzna Sprawiedliwości, nie wyrzecze[1] się samoniszczenia,[1] zgładzimy życie ziemskie jako bezzasadne i bezcelowe. Taki był wyrok Przeznaczenia. Zapisawszy go do księgi praw, pobłogosławiło duchy wszelkich barw i zatopiło się we Wszechświecie. 33 |
***
Minęły wieki. Miłość niezmordowana znów zapełniła ziemię szmerem, barwą, dźwiękami i życiem. Wiedza budowała leże ziemian coraz ochronniej[1]; ich czynnościom dawała zasady, co raz bardziej świadome. Nawet Miłosierdzie znajdowało tylu zwolenników, że Obłuda dla swych skrytych celów zaczęła przybierać jej imię. Najgorzej działo się z Prawdą. Skoro ukazywała się naga, za brednie o jakiejś nieistniejącej Sprawiedliwości wyszydzano ją a za bezwstyd — obrzucano błotem. A jednak — łącząc swój głos to z piosnkami dziatwy, to z jękami męczenników, zdołała rozpowszechnić wieść o swem[1] istnieniu. Najłatwiej było z tymi, co bystrym wzrokiem dostrzegali Mądrość; albowiem przekonywali się, że Prawda posiada wspólne z nią rodzinne rysy. Za toż ci, co znali tylko padający na ziemię, a więc spaczony, cień Mądrości, widząc że Prawda doń niepodobna, stawali się największymi jej wrogami. Tak trwało długie chwile, aż ludzkość zaczęła szeptać o Sprawiedliwości i niby ślepym instynktem wiedziona jęła jej szukać. Dostrzegłszy ten groźny objaw, Obłuda przekonywała każdy ze szczepów ludzkich oddzielnie, że Sprawiedliwość mieszka mianowicie wśród ich grona. Gniew zaś wołał, że inne szczepy mają błędne pojęcia o celach ludzkości, więc powinny być tępione do szczętu... Tak piękne zasady umysłom ludzkim wielce się podobały, każdy szczep pysznił się przed innymi, a wychwalał wyższość swych przekonań. 34 |
Gdy zaś pojawiali się zwolennicy Prawdy - ostrowidze, tłum podżegany przez mroczne duchy rzucał się na owych wyrodków i zawieszał ich na krzyżach.
A jednak... myśl o Sprawiedliwości ogólno -ludzkiej coraz uparciej jęła świdrować biedne ziemskie głowy. * * * Minęły wieki. Na wielkiej drodze dążeń ludzkich ku wyżynom Idei, wilgotne ciemne podziemie zaległa hydra stugłowa. Gdy Świt czynił ofiarnictwo[1], potwór krył się w głębi jaskini, gdy zaś Mrok wznosił swój ołtarz, wypełzał z pieczary i zatrutym oddechem zakażał przestrzeń. Hydrę stugłową stworzyły na własną rękę mroczne duchy, gdy się przekonały, że ludzkość zaczyna dostrzegać wyżyny, gdzie mieszka Sprawiedliwość. Chytrość, która najwięcej pracowała, przy tworzeniu owej poczwary, nadała jej czarodziejską własność: Po każdym wyziewie smoka, tłumy zarażone wołały: „Interes jest bóstwem! interes rasy, szczepu, rodziny, osobistości, przekonań..." Przytem[1] w zakażonej przestrzeni dziwne się działy rzeczy: Najbystrzejsi ostrowidze tracili wzrok lub zamiast ku wyżynom, skierowywali go do poziomu. Chytrość, pląsając wśród tłumów, uzbrajała je przeciw Prawdzie jako istocie sromotnej i bezwzględnej na ludzkie słabości, potrzeby, wierzenia. Chciwość pisała prawa; Pochlebstwo, ubrane w togę filozofów, głosiło zasady, Obłuda nakłaniała do sojuszów, a Pycha, wsiadłszy na grzbiet hydry, wyprawiała harce zwycięzkie.[1] 35 |
Zaledwie oddzielne ludzkie istoty, które zdołały ubiedz[1] tłum, znalazły się po za jaskinią na drodze ku Sprawiedliwości - lecz smutna ich była dola...
Niektóre z nich prześladowane przez Gniew, padały pod ciosami, inne, ostrożniejsze, okrywając się szatą błazna, służyły za pośmiewisko dla tłumów... I tylko cząstka najmężniejszych, pomimo szyderstw i klątw, z głową podniesioną dążyła za Prawdą. Błotem, które na nich ciskano, pogardzali, a uderzenia kamieni umieli znieść bez jęku... Czem[1] się skończył okres rozwoju i odkupienia nie wiemy; gdyż dalszych kart kroniki nie mogliśmy wydobyć z rąk Nieświadomości. [1] Kursywą wyróżniono zapis oryginału Baśń mitologiczna (Dla dużych dzieci), [w:] Michał Szołkowski (Brolis): Marzenia (Szkice) T. 1; Warszawa 1892; WBP w Lublinie; Sygnatura 452570 II/L (t.1) 36 |